-

Trzy-Krainy

Śmierć siostry Marii Ludwiki OSCCap.

Fragment książki:

Honorata Zofia Szwarc OSCCap, Immakulata Maria Klicka OSCCap, Okres II wojny światowej we wspomnieniach Sióstr Klarysek Kapucynek z Przasnysza, pod red. s. Donaty Koski OSCCap., Bernardinum 2021:

 

Po śmierci matki Klary, kiedy smutne zebrałyśmy się w refektarzu [tzn. jadalni], opowiadając ostatnie jej chwile, któraś z sióstr zapytała: "A teraz na którą z nas przyjdzie kolej? Która pierwsza umrze?" Na to jedna z najmłodszych profesek czasowych, s. Ludwika Szkodówna [1914-1940], odpowiedziała: "Teraz na mnie kolej!". Matka opatka uśmiechnęła się pobłażliwie na słowa młodej, pełnej życia siostry. A i my wzięłyśmy to za żart, nie przywiązując doń wagi. A jednak po miesiącu klęczałyśmy znów przy zwłokach już nie wiekowej matki, ale młodziutkiej zakonnicy s. Ludwiki.

Prawdziwą historię s. Ludwiki odczytamy dopiero w wieczności, a tu na ziemi możemy powiedzieć, że dojrzała do nieba. W życiu wiele cierpiała. Nosiła ciężki krzyż "przekleństwa". Ukochany jej ojciec wyznania kalwińskiego za pójście do klasztoru przeklął ją, nie czytał od niej listów, nie chciał nic o niej słyszeć...

W wigilię Zielonych Świątek 1940 roku s. Ludwika zaniemogła lekko, później stan to pogarszał się, to znowu czuła się lepiej. Tak trwało przeszło dwa tygodnie. Matka opatka wezwała lekarza, który po bardzo długim badaniu stwierdził gruźlicę płuc. Inny znów lekarz wojskowy, Niemiec, orzekł, że prawdopodobnie wywiąże się z tego tyfus. Nie wiedziałyśmy, co sądzić, miała trochę gorączki, nudności, zawroty głowy i nie wyglądało to na ciężką chorobę. Nic dziwnego, że nikomu na myśl nie przyszło, że sprawa może być niebezpieczna. W tym czasie wypadała u nas spowiedź tygodniowa. Ponieważ chora czuła się osłabiona, ks. K. Gwiazda przyszedł do celi wyspowiadać ją. Wyspowiadała się jak zwykle z tygodnia, a tak głośno i z energią, że Matka przełożona czuła się zażenowana, iż do lekko niedomagającej siostry fatygowała na górę kapłana. Takie samo wrażenie odniósł i spowiednik. Spowiedź była w sobotę, a w środę rano s. Ludwika już nie żyła... Powtórnie wezwany (a raczej trzeci raz, bo pierwsze badanie trwało kilka godzin i lekarz był dwa razy) doktor Stefan Kłyko [1895-1990] dzień przed śmiercią już do nieprzytomnej chorej orzekł, że jest to zapalenie opon mózgowych. Środków ratunku nie było, tym bardziej, że była to wojna. Nieprzytomnej nałożył ojciec pasjonista oleje święte. Brak przytomności nie pozwolił również, aby złożyła ona śluby uroczyste przed śmiercią. Najwięcej dziwił się ks. Gwiazda, że ta niedomagająca siostra, którą w sobotę spowiadał, już nie żyje. Po śmierci była taka piękna, że nie podobna do Ludwiki żyjącej. Nieraz mówiła, że chciałaby, aby po jej śmierci była duża rekreacja. Nie mogła być pochowana trzeciego dnia po zgonie z powodu uroczystości Serca Jezusowego, a że w tym dniu wypadała duża rekreacja, więc Matka poleciła nam ją odbyć. Tym sposobem spełniło się pragnienie s. Ludwiki. Co chwila to któraś zachodziła do s. Ludwiki, by z nią porozmawiać... nie robiła wrażenia zmarłej.

Siostra Ludwika kochała bardzo Matkę Bożą. Miała imię zakonne Maria Ludwika od Różańca. Rozmiłowana w modlitwie różańcowej prawie stale ją odmawiała. Miała zlecone ubieranie ołtarza w górnym chórze, a z własnej pobożności stawiała bukiecik Matce Bożej Bolesnej na korytarzu seniorskim. Dla Matki Bożej musiała mieć najpiękniejsze kwiaty i o to następowały nieraz starcia z ogrodniczką s. Gerardą. Kiedy zmarła s. Ludwika, wówczas spłakana s. Gerarda zerwała najpiękniejsze kwiaty z ogrodu i "na przeproszenie" złożyła przy trumnie zmarłej.

Siostra Ludwika razem z s. Gertrudą Bonisławską w 1935 roku wstąpiły do klasztoru i razem odbyły nowicjat. Trzy lata profesji czasowej skończyły się 13 maja 1940 roku i mogły już złożyć śluby uroczyste. Matka opatka jednak z pewnych względów przedłużyła im okres profesji czasowej, wobec czego obie musiały odnowić śluby czasowe. Siostra Gertruda bardzo się tym zmartwiła, lecz pocieszała ją s. Ludwika: "Niech się Siostra nie martwi, tu chodzi tylko o mnie. Jak umrę, to Siostra zaraz złoży śluby uroczyste". Ludwika zmarła 28 maja 1940 roku. I tak się stało. W dniu pogrzebu s. Ludwiki, wieczorem, s. Gertruda zaczęła rekolekcje przed ślubami uroczystymi.

I jeszcze jeden szczegół. Siostra Teresa Kowalska była chora na płuca. Miała krwotoki. Zdawała sobie sprawę, że nie pociągnie długo. Kiedyś rozmawiając z s. Ludwiką, wyraziła się, że jest przekonana, że niedługo umrze. Na to s. Ludwika: "Ja pierwsza umrę, a dopiero po mnie Najmilsza Siostra". Na razie s. Teresa nie przywiązywała do tego wagi, w odpowiedzi więc roześmiała się tylko. Przypomniała sobie tę wypowiedź dopiero wówczas, kiedy stanęła przy zwłokach śp. s. Ludwiki. Pierwszą kapucynką, którą Pan Jezus wezwał do siebie po śmierci tej młodej siostry, była s. Teresa. I tak znów spełniły się słowa s. Ludwiki.



tagi: klaryski kapucynki  bł. teresa kowalska  klasztor kapucynek w przasnyszu 

Trzy-Krainy
17 czerwca 2024 15:30
0     429    10 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

zaloguj się by móc komentować