Krzew winorośli.
Dawno dawno temu, w drugiej połowie XVIII wieku, w pewnym ogrodzie przyklasztornym żył sobie stary krzew winorośli. Mógł słuchać modlitw zakonników, które dochodziły z chóru zakonnego, czyli kaplicy klasztornej, mającej okna od strony ogrodu, i śpiewów dolatujących przez uchylone drzwi i okna kościoła. Codziennie też mógł się napatrzeć na ojców i braci przechadzających się po ogrodzie i nasłuchać się wielu mądrych i pobożnych rozmów.
Były to czasy, gdy do Rzeczypospolitej przybywało wielu zakonników z Czech, aby wspomóc rozwój życia konsekrowanego po zniszczeniach wojny północnej. Wraz ze wzrostem powołań Polacy, jako miejscowi, chcieli, na przykład, coraz więcej uczestniczyć w zarządzaniu prowincją. Stąd w dokumentach z kapituł pojawiał się często gdzie termin "nati", czyli "urodzeni", gdzie chodziło właśnie o Polaków, o urodzonych w Rzeczypospolitej, jakie urzędy mogą sprawować albo ilu radnych ma być spośród nati, a ilu spośród non nati, czyli spośród przybyszów, Czechów.
Zostawiamy te zagadnienia, a wracamy do naszego krzewu, który mógł być niemym świadkiem na przykład takiej rozmowy:
- Pane Havranek! - zza szklarni wyłonił się o. Smetana i żwawo zmierzał do winniczki, mając w prawej ręce nożyce, a w lewej otwartą na oścież książkę. Dużo bowiem czytał. To on właśnie krzyknął, spodziewając się, że gdzieś tu powinien być o. Havranek.
- Co je? - nad wielkim krzakiem winorośli ukazała się ręka, a po geście pozdrawiania podobnym do wymieniania wytopionych świec na nowe na żyrandolu kościelnym, każdy mógł poznać, kto tam jest.
- Pane Havranek, to pansky pes?
- Co je? - głos o. Havranka zabarwił się zażenowaniem.
- O, przepraszam. Przypomniało mi się wczorajsze spotkanie w mieście. - z uśmiechem, i kłaniając się, szybko wytłumaczył się przybysz. Trzeba tu wspomnieć, że jak zakonnik w owych czasach pojawił się na mieście, to nie rzadko zaraz napatoczył się jakiś pies (jak wczoraj, gdy o. Havranek faktycznie coś załatwiał na mieście) albo kot, licząc, że coś dostanie do jedzenia. Koty zwyciężały w tej wytrwałości, czy też sprycie, bo czasem idąc z zadartym w pion ogonem za zakonnikiem i ocierając się o habit, dostawały się wraz z nim przez bramę na teren ogrodu. I zostawały. A jakieś resztki jedzenia z klasztoru wystarczyły na wykarmienie nowych mieszkańców. Poza tym myszy nie brakowało.
Koty czasem pojawiają się na obrazach z modlącymi się w chórze zakonnym kapucynami. Widziałem kiedyś obraz, to właśnie przedstawiający, a gdzieś na dole obrazu przycupnął kot. Obraz w rzeczywistości przedstawia chór klasztoru rzymskiego przy ulicy Weneckiej (jeśli dobrze pamiętam), który stał się typiczny dla urządzania prawie wszystkich późniejszych kaplic kapucyńskich, zwłaszcza w Europie. Takich obrazów jest ponoć w Polsce siedem i już nie pamiętam, czy je malował jeden artysta, czy kilku.
Ale wracamy do rozmowy. O. Smetana przyłożył palec wskazujący prawej ręki do skroni i rzekł:
- Coś ostatnio źle z moją pamięcią. A na rozum chyba najlepszy jest szczaw? - mówił, wciąż trzymając palec przy głowie.
- Pane Smetana, to pan uważasz, że twój mózg to...
- Tak, - wszedł w słowo o. Smetana i ochotnie dodał - to przecież rozum człowieka i pamięć, i wolna wo... - nie skończył, gdyż o. Havranek złapał się za głowę i zaczął wołać z temperamentem południowca:
- Ojojoj! Ojojoj!
Trwało to jakiś czas, a o. Smetana zaczął się rozglądać, za jakimś bratem czy ojcem, by odprowadzić chorego, "pewnie od słońca" - tak myślał, o. Havranka gdzieś do cienia.
- Czy pan wierzysz w Boga? - doszedł go spokojny i mocny głos o. Havranka.
O. Smetana przestał się rozglądać i, zbity z tropu, zdołał wykrztusić jedno - Wierzę!
- To powiedz mi pan, kto w tej chwili, według pańskiego rozumu, jest w niebie?
O. Smetana był tak zbity z pantałyku, że już nie wiedział, o czym myśleć: czy o ewentualnej chorobie o. Havranka, czy o wierze w Boga, i co to wszystko w ogóle oznacza, że na odpowiedź na to pytanie zabrakło mu już mocy przerobowych.
- Podpowiem panu: Pan Bóg. Kto jeszcze? - ciągnął spokojnie o. Havranek.
- Yyy...
- Matka Boża. Bo została z ciałem i duszą wzięta do nieba. Kto jeszcze?
- ... - odpowiedział zupełną ciszą o. Smetana. Dawno już nie miał takiej zagadki, co z tego wyniknie, ale też, trzeba powiedzieć, nie ogarniał tego, co się działo.
- I nikt więcej. Nikt więcej, pane Smetana. W chwili śmierci ciała, według pańskich własnych słów, skoro mózg już się zaczyna rozkładać, człowiek traci rozum, pamięć, wolną wolę. Traci nieodwołalnie. I już człowieka nie ma!
- ....
Tu nagle o. Havranek serdecznie i kwieciście się uśmiechnął i rzekł:
- Ale, dzięki Bogu, jest inaczej. Te władze duchowe, najważniejsze władze naszej duszy, są duchowe, niematerialne. A więc nieśmiertelne. Znajdują się, można powiedzieć, w środku ludzkiej duszy, a śmierć ciała nie spowoduje ich utraty.
O. Havranek jakby sobie o czymś przypomniał, rozejrzał się wokół i powiedział:
- My tu sobie pogawędkę ucinamy, a nadliczbowe kwiatostany kto przytnie? I pamiętaj też, pane Smetana, o pędach, co wyrastają z pnia. Trzeba je usuwać wszystkie, zgodnie z Ewangelią. Ech, szkoda, że ten wielki krzak winogron tego nie słyszy, o czym my tu rozprawiamy...
Wracajmy zatem do głównego nurtu naszej opowiastki.
Po wielu wielu latach... W 1900 roku w Kunowie przy jednym z domów, od strony południowej, ktoś posadził krzew winorośli. Wydaje się, że specjalnie, bo w tym roku urodził się syn. I chociaż nie znam ówczesnych zwyczajów, to myślę, że tak, jak i dzisiaj, mógł paść taki pomysł: "na pamiątkę urodzin naszego syna posadźmy krzew winogron!" Jednak nie można stwierdzić, że ta mała sadzonka miała coś wspólnego z owym wielkim krzewem przyklasztornym. Ale nie jest to sytuacja wykluczająca tę możliwość. W XIX wieku brat ogrodnik, który wiele lat pracował w tymże klasztorze, zasłynął w całej Polsce z uprawy kwiatów, drzew i krzewów owocowych. Zdobywał też nagrody na wystawach ogrodniczych za przepiękne okazy kwiatów i właśnie kiści winogron. Może też rozdawał sadzonki uprawianych krzewów.
Tak się stało, że po pewnym czasie niedaleko tego domu została wybudowana fabryka maszyn rolniczych. Zakład się rozrastał, krzew winogronowy też, rodzina w kolejnych pokoleniach także rozszerzała kręgi pokrewieństwa i powinowactwa. Pewnego razu, w 1970 roku, gdy jakaś dalsza rodzina, spowinowacona z tą, przeniosła się do pobliskiego Chmielowa, otrzymała w podarunku sadzonkę winorośli.
Posadzony koło samego domu nowy krzew ładnie się rozrastał, ciesząc mieszkańców, których przybywało, jagodami o niepowtarzalnym smaku. Tym bardziej, że są to czarne winogrona. Dzieci wzrastały z każdym wrześniowym i październikowym zbiorem, a jagody zrywane prosto z krzaka smakowały najbardziej. Winogrona. Stały się one odniesieniem do porównań z innymi, zwłaszcza białymi, które, rzecz jasna, nie mogły się równać smakowo z tymi.
Dla potrzeb rozrastającego się krzewu zbudowano drewnianą konstrukcję nad betonową ścieżką, prowadzącą do domu. Również ściany domu, przede wszystkim część południowej wraz z balkonem, oraz część wschodniej, zajęły obficie owocujące pędy. Mijały lata, konstrukcja została rozebrana, krzew się cofnął. Ale przygotowane sadzonki dały początek krzewom w innych częściach ogrodu. Im bardziej krzewy cięto, tym bardziej się rozrastały i, co bardzo ważne, nie przestawały owocować.
Nie wiem, jaka to odmiana. Kiście są małe lub średnie. Jagody małe. Jeśli w sposób zdecydowany ograniczy się owocowanie, to znaczy zostawi się niewiele kwiatostanów na małym krzewie, czy nawet średniej wielkości, to, jak stwierdziłem doświadczalnie, jagody potrafią być dwa razy większe. Jednak i tak nie osiągają rozmiarów odmian o jagodach średniej wielkości.
Czynnikami, które decydują o jakości i wielkości plonów, są słoneczne lato i jesień, najlepiej aż do połowy października oraz wielkość krzewu, długość pędów, też i wysokość nad ziemią. Optymalne zatem wyniki, pod względem wielkości kiści, jagód, jednoczesności dojrzewania, uzyskiwało się na dużych krzewach przycinanych ze średnią intensywnością. W zasadzie im wyżej były kiście, w pełnym słońcu, tym były większe i o wyższej jakości.
W ogrodzie jest obecnie trochę krzaków, w większości małych i średnich. Też i inne ogrody ubogaciły się tą odmianą, której, co należy podkreślić, nie atakuje żadna choroba. I wydaje się, że jagody latem nie cierpią od silnego nasłonecznienia, gdyby zostały nagle odsłonięte przez usunięcie liści rosnących przy kiściach. Również daleko na północy, na Łotwie, jeśli jest ciepłe lato i słoneczna jesień, bez przymrozków, to jagody potrafią jednocześnie i w pełni dojrzeć. Bo i tam sadzonki zawędrowały i krzaki mają się dobrze.
A krzew główny, przekroczywszy pięćdziesiątkę, dobrze zniósł poważne, ale to poważne odchudzenie w 2021 roku. Gdyż z powodu prac przy domu został przycięty do trzygałęziowego pnia o wysokości 150 cm z gromadką gałązek. Ale od kolejnego roku ruszył z kopyta jak gdyby nigdy nic. Prawdopodobnie czeka go wkrótce poważniejsze zadanie. Mam nadzieję, że sobie i z tym poradzi.
W tym roku, w lutym, uciąłem kilka kawałków łozy z tego pnia, zawiozłem do klasztoru i zrobiłem sześć zaszczepek, czy jak je nazwać, i włożyłem do słoika z wodą. Koniecznie po dwa pączki, czyli długie. Oczywiście dolny pączek usunąłem. Wszystkie górne puściły piękne pędy. Czekam, kiedy puszczą korzenie.
A teraz na koniec mam pytanie: czy ktoś wie, jak się przesadza stare (powyżej 50 lat) pnie winogronowe?
tagi: ogród winorośl chór zakonny
Trzy-Krainy | |
21 marca 2023 22:00 |
Komentarze:
bolek @Trzy-Krainy | |
22 marca 2023 07:04 |
Super gawęda :)
A to pytanie z gatunku "podchwytliwych"?
Trzy-Krainy @bolek 22 marca 2023 07:04 | |
22 marca 2023 09:06 |
Bóg zapłać. Nie, nie ma tutaj żadnej pułapki. Może ktoś po prostu ma jakieś doświadczenie w tej dziedzinie i by się mógł podzielić. Gdyż najprawdopodobniej trzeba będzie za parę lat tego krzaka przesadzić. Czytałem o pewnym krzewie na Śląsku, na który zawalił się dom. Te pędy, które 50 lat znajdowały się pod tymi gruzami, a zostały odsłonięte dzięki pracom jakiegoś spychacza, szybko zaczęły puszczać latorośle. Oczywiście pędy te były żywe, ponieważ poza obrębem gruzowiska winorośl normalnie rosła i owocowała. Jednak pędy, które znalazły się pod ziemią, przez 50 lat zachowały zdolność puszczania latorośli.
Mam więc nadzieję, że jak się kiedyś przesadzi tego pniaka, to się bez problemów przyjmie.
bolek @Trzy-Krainy 22 marca 2023 09:06 | |
22 marca 2023 09:54 |
Winorośl jest bardzo żywotna. Przesadzałem kilkuletnie krzewy i pięknie się przyjęły.
Do głowy przychodzą mi dwa pomysły.
1. Usypać kopczyk wokół pnia i poczekać aż puści jakieś korzonki. Potem odciąć i wsadzić w nowe miejsce.
2. Wykopać rowek wokół, tak na sztycha lub głębiej, przecinając korzenie. Nasypać dobrej ziemi i poczekać aż pojawią się nowe korzonki. Wykopać.
Powodzenia!
Paris @Trzy-Krainy 22 marca 2023 09:06 | |
22 marca 2023 10:38 |
Szczesc Boze,...
... fajne opowiadanko, prosze Ksiedza,... rzeczywiscie, winorosl to bardzo ciekawa roslina o przepysznych owocach, potem z nich przetworach, zwlaszcza wino, ocet, rodzynki,... bo konfitury to sa takie sobie, troche mdle,... no chyba ze w polaczeniu z innymi owocami !!!
Z tego co wiem to winorosl jest latwa, dosc latwa, w przyjeciu i szybko rosnie... do tego drewno z winorosli jest bardzo twarde, jakosciowo bardzo dobre i przy tym dlugowieczne,... a przynajmniej tak mi opowiadal znajomy plantator winorosli, Franek, brat meza mojej kolezanki z Rennes.
Kiedy tam bylam w odwiedzinach, nie moglam napatrzec sie na te jego winnice... piekny widok,... a na ,,odjezdne,, dostalam od nich bardzo oryginalny otwieracz do zakorkowanych butelek z winem, wlasnie z drzewa winorosli. Ten otwieracz ma ponad 100 lat, jest tak solidnie zrobiony, ze moj szwagier pewnego razu ,,wywiercil nim dziury w dosc grubej desce,, bo akurat nie mial wiertla do wiertarki.
Co do przesadzenia tak dlugowiecznego krzewu...
... tez nie mam ,,pomysla,,. Udawalo nam sie robic nowe sadzonki przez przysypywanie na wiosne pedow winorosli, a potem juz ukorzenionych ich odcinanie,... ale mysle, ze mozna zaeksperymentowac sposobem Bolka,... bo inaczej moze byc ciezko !!!
Trzy-Krainy @bolek 22 marca 2023 09:54 | |
22 marca 2023 11:58 |
Bóg zapłać za pomysły. Ten pierwszy wydaje się bezpieczniejszy, bo nie jest inwazyjny, a bardzo twórczy. Jak będę w maju, to spróbuję tak zrobić, by przez rok czy dwa pojawiły się odpowiednie korzenie. No cóż, nie ma się doświadczenia, to trzeba próbować.
Muszę dodać jeszcze, że to naprawdę potężny pień. Przez pół wieku był podstawą ogromnego krzewu. Gdyby mu pozwolić rosnąć bez przycinania przez tak długi czas, to pewnie zarósł by, w formie płożącej, całą okolicę.
3. Przyszedł mi też pomysł na wariant pośredni między 1. a 2., a mianowicie
a) przycinamy korzenie w półkolu, czyli z jednej strony;
b) przewracamy pień (150 cm wysokości) na bok;
c) przysypujemy dobrą ziemią całą dolną część, a może i pół długości pnia;
d) pień ma ciągłe zasilanie od korzeni i możliwość wypuszczania kolejnych małych korzonków.
Pytanie: czy należałoby ewentualne przesadzanie (po pojawieniu się wielu korzonków) robić na wiosnę, np. w kwietniu, bo zaraz ruszy i większe prawdopodobieństwo przyjęcia?
Trzy-Krainy @Paris 22 marca 2023 10:38 | |
22 marca 2023 12:01 |
Winorośl i co się z nią wiąże, a nawet herbatki zielone można robić ze świeżych liści i wąsów, to cała dziedzina wytwórczości. I za to Panu Bogu niech będą dzięki!
bolek @Trzy-Krainy 22 marca 2023 11:58 | |
22 marca 2023 12:48 |
"Pytanie: czy należałoby ewentualne przesadzanie (po pojawieniu się wielu korzonków) robić na wiosnę"
Ja preferuję wiosnę, ale jak zawsze są "dwie szkoły" ;-)
Paris @Trzy-Krainy 22 marca 2023 12:01 | |
22 marca 2023 17:25 |
Tak...
... i golabki z lisci... np. z zoladkow gesich... pychota !!!
Paris @bolek 22 marca 2023 12:48 | |
22 marca 2023 17:27 |
Zdecydowanie, wiosna lepsza,
olo @Trzy-Krainy 22 marca 2023 11:58 | |
22 marca 2023 22:17 |
zobacz tutaj , dodatkowa modyfikacja z uzyciem folii, no i czasowo styczen nastepnego roku
Trzy-Krainy @olo 22 marca 2023 22:17 | |
22 marca 2023 22:58 |
Bóg zapłać.
Może w najbliższych dniach obłożę dobrą ziemią parę pni krzewów około kilkunastoletnich i po roku zobaczę, jaki skutek to przyniosło. Z tą folią to naprawdę ciekawy pomysł.